Sposób na belfra

Na każdego wykładowcę można znaleźć jakiś patent, aby zdać egzamin. Jaki? – Przed każdym egzaminem robiliśmy wywiady środowiskowe u starszych od nas studentów, żeby wiedzieć co nieco o profesorze – opowiada Bartosz.

– Do jednego szliśmy więc wszyscy w niebieskich koszulach, a o innym było wiadomo, że na egzaminie dłużej przepytuje dziewczyny. Wchodziło się więc na „przepytkę" z jakąś koleżanką. Profesor skupiał uwagę na niej, a chłopak wybąkał odpowiedź na „trójkę" i profesorek dawał mu spokój – wspomina Bartosz. A z kolei na inny egzamin wystarczyło przyjść z książką autorstwa tegoż profesora. – Belfer cierpiał na samouwielbienie. Ale to była moja najłatwiejsza piątka w historii studiowania – śmieje się były student.

Nie zawsze jednak patenty podpowiedziane przez starsze roczniki sprawdzają się. – Okłamali nas. Na jednym z pisemnych egzaminów, tak jak nam poradzili starsi koledzy, zastawiliśmy jedzeniem stół, przy którym siedział wykładowca. Żeby sobie jadł, a nam w spokoju pozwolił ściągać. Nie zadziałało. Łaził cały czas po sali – mówi Eliza.

Dr Mirosław Rewera, wykładowca WZNoS KUL w Stalowej Woli na zrzynających leserów znalazł sposób. – Na egzaminie pisemnym każdy z moich studentów dostaje inne pytanie. Nie ma więc szans, żeby ściągali od siebie odpowiedzi – opowiada socjolog.

Rektor Bek jest za to zwolennikiem egzaminów ustnych. – Wiem, z kim mam do czynienia. Jeśli student jest niedouczony, ale inteligentny, to zda egzamin. Za to często oblewają kujony – zdradza wykładowca.

Źródło: sztafeta.pl

ostatnia zmiana: 2010-08-30
Komentarze
Polityka Prywatności